Kotek

Pani Tosia z panem Tadziem,
Mieszkali przy starym sadzie.
Domek ich pokryty strzechą,
Starej trzciny całą wiechą.
Z baśni chatkę przypominał,
Po jej bokach bluszcz się wspinał.
Przed domem ławeczka stała,
Na której para siadała.
By odetchnąć po swej pracy,
Razem z kotem Bonifacym.
Ten zaś kochał gospodarzy,
Lubił z nimi sobie gwarzyć.
Pomrukując dość zabawnie,
Gdy głaskali grzbiet mu sprawnie.
Nagle! Gdzieś przy starej sośnie,
Zapiszczało coś żałośnie.
Uszy swoje kot postawił,
Bo mu dźwięk ciekawość sprawił.
Szybko więc pomaszerował

– Kto przy drzewie mym się schował?
Ja tu jestem gospodarzem,
Odejść mu zaraz nakażę.
Niech opuści moje włości,
Nie chciałbym się dzisiaj złościć.

Obszedł ogród obok płotka
I napotkał w trawie kotka.
Tak ślicznego jak laleczka,
Skulonego jak piłeczka.
Kotek przestraszony pisnął,
Ktoś go przez płot tutaj cisnął.
Pewnie znudził się prezencik,
Taki żywy, cud diamencik.
Smutno się zrobiło kotu

– Zabiorę go więc spod płotu.

Jak pomyślał, tak i zrobił,
Złapał za kark i sposobił,
Ponieść w pysku tę kuleczkę,
Pod dom stary, na ławeczkę.
Gdy był obok chatki blisko,
Tadziu ujrzał swe kocisko.

– Coś nam niesie Bonifacy,
Pewnie chce podać na tacy.
Mysz w ogrodzie dziś złowioną,
Tosiu, czy jesteś zdziwioną?
– Przecież, co dzień nam przynosi
I o obiad już nie prosi…
Nie mój miły, to nie myszka,
Coś innego zwisa z pyska.
To jakaś z sierści piłeczka,
Słyszysz płacz małego dziecka?
Ach! To przecież mały kotek,
Przeszedł pewnie przez nasz płotek.
Zgubił się w starym ogrodzie,
Niech przy nas usiądzie sobie.
Podkarmimy go troszeczkę,
Pobędzie u nas chwileczkę.
Później znajdziemy mu pana,
Niech tu będzie, aż do rana.

Polubił kot tego szkraba

– Jak on smacznie tu zajada.
Już nie płacze i nie szlocha.
Mógłby zostać, bo go kocham.
Nauczę go kocich sztuczek,
Niech nie będzie samouczek.
Pokażę jak myszy łapać,
Potem jak dostojnie chrapać.

Pani Tosia spoglądała,
Wiele kotów w życiu miała.
Już odeszły ze starości,

– Może ten by tu zagościł.
Bonifacy go polubił,
Niech zostanie jak się zgubił.

I pan Tadziu myślał sobie

– Lubię koty w swym ogrodzie.
Skoro przyniósł go tu Bonifacy,
Niech mu chwatem będzie w pracy.
Na łowy niech chodzą w parze,
Jak my z Tosią – gospodarze.

Nikt nie wyrzekł choćby słowa,
Chociaż odpowiedź gotowa.
Znalazł kotek swą rodzinkę
I szczęśliwą ma wciąż minkę.
Już nie piszczy i nie prosi,
Tuli się do pani Tosi.
Z panem Tadziem pomrukuje,
Bo się przecież dobrze czuje.
Z Bonifacym chodzi w parze,
A rodzinkę dostał w darze.
Szkoda, że nie ma imienia,
Więc zadziałaj od niechcenia.
Nazwij kotka tak jak lubisz,
A pomruczy, gdy się zbudzisz.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *