Już nie boję się miłości
I nie straszna mi jej twarz.
Czegóż można się spodziewać,
Gdy na głowie włosów brak?
Nawet jeśli mnie dogoni,
Gdzieś na ścieżce w nieba blask,
To spróbuję się pokłonić,
Niech się stanie, co ma stać.
Choć tu może mnie zaskoczyć
Mego ciała pewien stan –
Lepiej w niebo jest spoglądać
Niż swych butów widzieć kształt.
Cóż, że czasem już o świcie
Zew natury zapiać chce.
Kiedy przyjdzie co do czego,
Los zawstydzić może mnie.
Jakże prosto jest w marzeniach
Czynić wszystko co się da.
Real jednak zamęt sieje
W ciągu nocy i za dnia.
I z tym trzeba się pogodzić,
Gdy przybędzie sporo lat,
Że nie zawsze się już godzi
Piać jak kogut na dzień z dnia.